niedziela, 16 marca 2025

Baby, wszędzie baby! Czyli trochę o "Przepięknych" i "Smaku gorzkiej czekolady"

Taką książkę (spójrz na zdjęcie, no, ale serio-popatrz), ostatnio przeczytałam i taki film (uwaga - będzie tytuł!) - PRZEPIĘKNE (<- tytuł) obejrzałam. W kinie! Bo ja lubię chodzić do kina i czytać też lubię, ale nie lubię filmów z napisami. I dziś, teraz, w końcu, nareszcie, nim zawlekę swój tyłek na niedzielny spacer... wklepię swoje przemyślenia na bloga. Zakładam, że przechadzka również przyniesie mi mnóstwo wrażeń, więc tym bardziej spieszę, by dać upust refleksjom i rozkminom. Bo, zaiste, chociaż Dzień Kobiet był dawno temu, to to, co przeczytałam i obejrzałam, z kobietami jest związane, a także z kobietami w fazie wczesnej, czyli dziewczątkami i pannicami oraz kobietami w kwiecie wieku z wczesnymi peselami. 


Czytając książkę miałam niezłego laga mózgu, bo autorka polska, a akcja w Ameryce i "hamarykańscy" bohaterowie, i klimat. Atmosfera podpasowała mi bardzo, akcja rozgrywała się głównie w 1994 roku, a fabuła opierała na dorastaniu 16-letniej dziewoi, jej siostry oraz ich towarzyszy szkolnej niedoli. Ale niedola nie była do końca gorzka, bo pojawia się na osłodę on - Nicolas - co dziewoja przyjmuje z dużą dozą ukontentowania (siostra również - gdyby kto pytał), a akcja się rozkręca. Muszę przyznać, że Weronika Ancerowicz pisać potrafi i chętnie sięgnę po jej inne książki. Charlotte, czyli główna bohaterka, jej miłośniczką muzyki i słucha różnych zespołów, ale szczególnie lubi Nirvanę i Kurta Cobaina. Kurt, jak wiadomo, sam zakończył swój żywot w roku 1994 (to już nie fikcja, a fakty). Ja miałam wtedy 10 lat i dość  mgliste pojęcie o nim, ale pamiętam moment, gdy już na mojej prowincji pojawiły się komputery i internet, i jeden ze znajomych pochwalił się, że ściągnął z internetu akt zgonu "Kurcika". Dla mnie to było wtedy takie "wow", że hej! Potem już skumałam i dowiedziałam się, co jest pięć, i zgadnijcie kto nosił glany i szare swetry. Miałam też sweter w czerwono - czarne pasy i byłam z niego szczególne dumna, ale to już temat na inną opowieść. (Opowieść ta pewnie nigdy nie ujrzy światła dziennego, ale zamieszczam taki wpis, żeby dać przekaz, że moje życie było barwne i ciekawe, i mam o czym opowiadać... :D ). Koniec dygresji!  "Smak gorzkiej czekolady"  kupiłam w Biedronce (tak pomiędzy oliwkami, a proszkiem do prania), i nie żałuję. Tak, jestem z tych, co w dyskoncie z robalem nabywają książki, ale nic na to nie poradzę. Swoją przygodę z cyklem "Siedem sióstr" też zaczęłam w tym sklepie i co? W efekcie, z mojego polecenia, losy Atlasa i jego córek poznało kilka kolejnych osób, i - co mnie najbardziej cieszy - podobało im się! Gdyby więc ktoś życzył sobie pożyczyć "Smak gorzkiej czekolady" to służę, ale ostrzegam - czcionka troszkę za mała, chyba, że macie wzrok pilota - wtedy nie ma sprawy. 

Tyle o literaturze, pora na film. Ja nie żartowałam, naprawdę nosił tytuł "Przepiękne" i jest to produkcja polska. Pierwszy plus jest taki, że było tam ani Karolaka, ani Szyca, ani innych wyskakujących z lodówki gwiazd rodzimej kinematografii. A nie, przepraszam, pojawił się Roznerski, ale jakoś tak nie rzucał się w oczy więc dało się wytrzymać (xD). Moje małe królewskie serduszko podbiła natomiast Hanna Śleszyńska! Ona jest kapitalna! I warto było obejrzeć film choćby po to, by ją zobaczyć. O aktorce wiedziałam do tej pory, że jest byłą/była żoną Piotra Gąsowskiego i występowała w serialu, którego tytułu nie pamiętam, ale to była jakaś komedyjka szpitalna. Z filmów jej nie pamiętałam, ale od teraz będę jej wypatrywać. Śleszyńska ma w sobie to coś, i to coś do mnie przemówiło. I te cudne oczęta... Partnerowałam jej Olaf Lubaszenko, które poznałam dopiero jak się odezwał, ale też dobrze wypadł. Młode pokolenie aktorów, którzy też pojawili się na ekranie, daje nadzieję, ze są jeszcze w tym kraju prawdziwe talenty i mam nadzieję, że częściej będę mogła ich oglądać. Żeby nie być gołosłowną, podaję nazwisko - Kamila Urzędowska. Nooo, takie nasze połączenie Emmy Stone i "Trzynastki" z Dr. House'a. Urodzona w 1994 r. (sponsorem tego wpisu jest Anno Domini 1994), zagrała Jagnę w najnowszych "Chłopach". Trzymam kciuki za karierę! Równie dobrze życzę Wiktorii Bylince, która, co prawda, jeszcze studiuje (tak podają internety), ale przyciąga uwagę i budzi sympatię. Innym nie życzę źle, ale nie chce mi się już zgłębiać jak się nazywali. Muszę być twarda! 
I teraz twardo powiem, że nie rozumiem fenomenu stawiania na drodze bohaterów pierwszoplanowych, małoletnich bohaterek drugoplanowych, które zazwyczaj wałęsają się bez opieki po osiedlu, stołują się po ludziach i nawiązują wielkie przyjaźnie z obcymi i dużo starszymi przypadkowymi osobami. (Listy do M, Tylko mnie kochaj, M jak Miłość, w literaturze - Aurelia Jedwabińska w "Opium w rosole" Małgorzaty Musierowicz; czyżby nam się krystalizował narodowy problem socjalny?) 
W "Przepięknych" scenarzysta idzie krok dalej, bo wędrującego berbecia płci żeńskiej kieruje do śmietnika, w którym to wędrujący berbeć płci żeńskiej ma zwyczaj ucinać sobie drzemki. Nie przeszkadza to filmowej Julii i zaprzyjaźnia się z damskim Oskarem Zrzędą ("Ulica Sezamkowa" się kłania),  a potem daje jej jajko, a jeszcze potem wtrążalają wspólnie makaron (Czy był w nim gluten? Czy to było legalne?), a potem następuje kryzys w raju, foch młodej, przepraszanie starszej, i cyk, happy end. To tak w uproszczeniu. Gdybym ja spotkała dzieciaka w śmietniku to bym powiadomiła służby, narobiła rabanu, a rodzicom pokazałabym na czym polega jesień średniowiecza, ale tu nie, tu mamy magię kina, i panują inne zasady. Czepiam się szczegółów, wiem, ale to dlatego, że mogę i że - jak wspomniałam - nie rozumiem fenomenu małych dziewczynek dybiących na niewinnych sąsiadów na klatkach schodowych, aby uszczęśliwić ich przyjaźnią i wysłuchiwaniem życiowych mądrości. 
W "Przepięknych" było jeszcze dużo innych motywów i wątków, podanych w formie przystępnej i skłaniającej do refleksji. Właściwie to mogłabym nawet do tego filmu jeszcze kiedyś wrócić, a to jak na mnie wysoka ocena... A teraz pora na spacer! Baj! 


czwartek, 13 marca 2025

2 lata blogowania

Za mną dwa lata blogowania (dokładnie dzisiaj rocznica!)  oraz niedzielna wycieczka do Poznania (Targi Książki!). W tamtym roku byłam lekko zestresowana, w tym jechałam już jak do siebie. I dobrze mi tam było!... 

Wysiadłam z pociągu i zobaczyłam to! 

Goku i smoku! 

O..., o... bcy! 

Tak cytat wypatrzyłam, pijąc pyszną herbatkę ! 

To ten z Harry'ego Potter'a - Aragog, z którym Hagrid się kumplował albo Tekla z "Pszczółki Mai" - zawsze mi się mylą...

Pora karmienia...

Co się zobaczyło, tego się nie odzobaczy. Esencja romantyczności galopująca na jednorożcu z brokatem w tle...

Dobranoc, Państwu! 

A rynek w stolicy Wielkopolski wygląda tak...







W tym roku swój złoty jubileusz, czyli 50. urodziny obchodzi Jeżycjada, czyli cykl książek Małgorzaty Musierowicz o rodzinie Borejków i ich przyjaciołach. W progu przywitała nas Aurelia Jedwabińska, a Mila zrobiła herbatki...

Smok, smoczek, smoczydło i drzewa pod dachem...


A w Rawiczu taka sytuacja...


Weź człowieku usiądź i nie spadnij...To się nie kiwa, ale trochę uciska...


niedziela, 2 marca 2025

Idę tam, gdzie idę, nie idę, gdzie nie idę (Kazik)

Pierwsze niedziela marca i pierwszy spacer w tym miesiącu. Wyszłam z domu trochę wbrew sobie, bo było dość zimno, ale ciepły i wygodny dresik załatwił sprawę. Poszłam ja, poszedł w ruch telefon i tradycyjnie uwieczniłam swoją wielką wyprawę. Dostrzegam plus braku liści - można dostrzec rzeczy, które kiedy indziej są zakryte. 

Marta i wyżyny kreatywności :D

Kupka nieszczęścia czy kłębek myśli?

Ktoś tu był!...

Lazy nadal na miejscu...

Trzy muszkieterki! (Feminativum!) 

Osiedlowy monitoring czy osiedle monitorowane?...

To naprawdę ładny głaz...



Baletnica...

Drzewo i opadłe...butelki. 


Gdzie strumyk płynie z wolna...

Jeśli dotarłeś/aś do tego momentu, spróbuj zgadnąć, dokąd prowadzi ta droga  :D


Staruszka...


Wybieg dla słonia :D

Bliźniaki?

Jednorożce?


Stairway to Heaven...


Kazik w tytule nie jest przypadkowy! Jak wszystko pójdzie dobrze, już niedługo idę na koncert!  

sobota, 22 lutego 2025

Nie wolno tak robić misiom!

Poszłam pooglądać świat bez śniegu i dostrzegłam to... 

Ktoś porzucił misia i zostawił go przy drodze! 

Ktoś, być może ten sam, amputował mu łapki... Wszystkie! 

Ktoś nam, mówiąc wprost, mówiąc po ludzku, ukatrupił pluszaka!

Ktoś nam kropnął maskotę i pozostaje bezkarny! 

Nie wolno tak robić misiom! 

Z tego koleżki została głowa, kadłubek i kokarda umiejscowiona między jednym,  a drugim.

Dobrze, że nie doszło do dekapitacji, bo widok byłby jeszcze bardziej smutny...

Ja tu nie drwię, ja do tematu podchodzę bardzo poważnie. Nie wolno tak robić misiom! 

To jest naprawdę bardzo smutne...






sobota, 15 lutego 2025

Rozkminy w śniegu

Poszły konie po betonie, a właściwie Marta po śniegu. Nacieszam się aurą i snuję rozkminy życiowe, kręcąc się po okolicy. Do refleksji skłoniła mnie X muza, bo byłam ostatnio w kinie (nasz GOUK zrobił wyjazd - proszę o więcej!), na filmie "Sztuka pięknego życia". I powiem od razu, że warto, że się wzruszyłam, że postaci są wyraziste, że jest humor, ale i głębia, nie ma lukru, jest proza życia, ale i magia codzienności. Nie było nudy, nie było przysypiania, raczej niedosyt i lekkie ukłucie żalu, że seans dopiero, co się zaczął, a tu już widać napisy końcowe... Nie będzie spojlerów ani recenzji, obejrzyj i wyrób sobie własną opinię. Bo warto! :)