Dzisiaj odkładam na półkę kolejną przeczytaną książkę i "produkuję" wpis upamiętniający to wiekopomne wydarzenie. Skończyłam "Moje przyjaciółki z Ravensbruck" Magdy Knedler. Nie było łatwo, ale moja metoda czytania 10 (minimum) stron dziennie przyniosła efekt, bo udało mi się przetrwać w miarę bezboleśnie najnudniejsze fragmenty (były takie, niestety...) i delektować zdaniami pełnymi głębi (tych też nie brakowało).
Opini o książce widziałam w internecie wiele, często sprzecznych. Dla niektórych to porażka i flaki z olejem, a dla innych znakomita lektura. Ja należę do sympatyków "Przyjaciółek", chociaż motywy życia miłosnego Idy uważam za totalnie zbędne. Generalnie - polecam, chociaż nie jest to lektura ani do poduszki, ani na jeden wieczór. Warto jednak po nią sięgnąć. Ubolewam również, że nie mam takiej wiedzy, żeby ocenić na ile autorka przedstawia prawdziwy obraz życia w obozie, a na ile dała się ponieść fantazji niczym pani, której "zawdzięczamy" "Tatuażystę z Auschwitz", ale wiedzę mogę zawsze uzupełnić.
Postanowiłam też, że w przyszłym roku pojadę do Lublina i odwiedzę miejsca związane z Grażyną Chrostowską, młodą poetką i działaczką podziemia zamordowaną w niemieckim obozie koncentracyjnym w Ravensbruck, której Magda Knedler poświęca dość dużo miejsca w swojej książce. Lublin darzę ogromną sympatią, a że ostatni raz byłam tam chyba w 2014 albo w 2016 roku to czas najwyższy na wycieczkę! Ale zanim ruszę w podróż, to pewnie jeszcze nie raz i nie dwa obejrzę film dokumentalny o Grażynie Chrostowskiej "Za kratą są zielone drzewa...". Jest dostępny na yt, dokładnie tutaj: KLIK