Dziś wracam do "Jeżycjady" Małgorzaty Musierowicz i biorę się za "Ciotkę Zgryzotkę". To prawdopodobnie ostatnia część sagi o Borejkach i ich ziomkach, ale czy tak będzie czas pokaże. Przejdźmy jednak do treści i zobaczmy, czego tam nie ma, a co jest!
Jest Nora Górka, córka Pulpecji i Baltony (ouuu, Florian <3), wokół której wszystko się toczy.
Jest Ignacy i Mila, którzy doświadczają kryzysu małżeńskiego po tym, jak Ignacego sponiewierało podczas spaceru z psem. Mila rzuca nawet książką (ciężką) w drzwi. Na koniec się godzą, a gdy do pięknego domu Patrycji i Floriana trafia stara, brzydka zakurzona tablica, która wisiała w kuchni w Poznaniu, to są przeszczęśliwi i już w ogóle życia na nowo układają, bo taka jest fajna.
Jest Miągwa (Ignacy Grzegorz Stryba), który jawi się jako przebojowy ojciec (pod koniec) gotujący kurczaki "z wkładką", czyli takie o, niewypatroszone. A jego żona to Agnieszka, malarka, bo przecież artystka świetnie pasuje do intelektualisty,
Jest Józinek Pałys (pierworodny Idusi), który wchodzi w związek małżeński z Dorotką. Dorotka to panna ze wsi, taki Lucky Luke w wersji wielkopolskiej, gotować potrafi i bryczką powozić też.
Są meile "oryginalnych" Borejkówien (czy jak to się tam pisze...), a w nich cała masa szczegółów mniej lub bardziej wciągających, i, o dziwo, mało łacińskich sentencji! (Na Jowisza!)
Jest Róża Pyziak (córka Gabrysi i Pyziaczka), słodka matka Polka z dwójką obok (dzieci), która powraca na łono rodziny po tym jak jej małżonek wyrusza do Hameryki (Oezu, czemuż to czemu tak dziewczyna nie może być szczęśliwa? Mam nadzieję, że Pani Musierowicz jej odpuści i da szczęście w miłości)
Laura (drugi owoc żywota Gabrysi i Pyziaczka niepoczciwego) wyłania się epizodycznie z kart powieści i wyśpiewuje operową arię na ślubie Józinka i rumianej panny Dorotki. Przy okazji dowiadujemy się, że jest matką Julki albo Juliusza (no jakieś dziecko ma, płeć...zapomniałam!).
Jakieś miejsca zajmują wzmianki o Łusi (córka Idy) i Ani (córka Pulpecji), które są super kuzynkami i razem będą studiować japonistykę. Przez to Patrycja dostaje depresji (dzieci tak szybko rosną, pójdą sobie w świat, będą miały w nosie rodziców itd.), a Florek chce ją pocieszyć, ale idzie my średnio na jeża. Ale że to Baltona, to da se radę.
U Idy przeczuwam kryzys w raju, czyli kłopoty małżeńskie, bo jej "chop" nijak nie ma czasu, żeby zjechać na wieś i być z żoną. W końcu przybywa, bo głupio nie być na weselu, ale tak ogólnie to podejrzewam, że oddycha z ulgą, że Ruda jest daleko i mu nie ględzi cały czas.
Łusia migdali się z Azjatą i ojciec ją przyłapuje, ale nic nie mówi, tylko pisze do Idy, że ich córka migali się z Azjatą. Ida nie wierzy, a potem bum, niespodzianka, Azjata odgrywa pewną istotną rolę na weselu Józinka i już się można spodziewać jak to się skończy. Coś mi się wydaje, że wnuki Idusi będą miały skośne oczy...
Aaaa, a Gabrysia i Grzegorz uciekają na wagary, i spędzają romantyczne chwile nad morzem, z szampanem i dobrym jedzeniem. A potem wracają, bo przecież ktoś musi pilnować, żeby rodzina się nie rozpadła, głupot nie narobiła i wstydu nie przyniesła.
I ta Nora, ta wokół której się wszystko (no, prawie) kręci, to ona przechodzi bunt, ląduje w stodole, ląduje na drzewie, niszczy sprzęty elektroniczne, jeździ z Podeszwą na skuterze, odrzuca Podeszwę, godzi się z ojcem, ratuje Agnieszkę, która w nosie ma swoje nienarodzone dziecko i lata po targu, i ogólnie to fajna dziewczyna jest, i wszyscy takie nadzieje w niej pokładają. Szkoda tylko, że na koniec książki mamy spojler i wiemy, z kim stanie na ślubnym kobiercu, i że urodzi synka, którego nazwie Florian... (a to ci niespodzianka!).
Ogólnie daję "Ciotce" 6/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz