Z dużą dozą ukontentowania wyrwałam się w chwili niepadania z domu i ruszyłam w mały trip po sadzie i ogrodzie. Taki trochę Lucjan Mostowiak (pozdro dla kumatych) ze mnie, bo często zdarza mi się snuć po posesji, wgapiać w drzewa, krzewy i wszelkie inne habazie, a przy tym z ogromnym zachwytem i równie wielką ekscytacją wypatrywać nowych listków czy innych znaków świadczących, że to, co zasadziłam, żyje i ma się dobrze. Moja radość jest jednak ograniczona do tego, co można skonsumować, bo chwastów, które nie wiedzieć czemu tak namiętnie i intensywnie wyrastają pośród marchewek, pietruszek i innych warzyw, nie witam entuzjastycznie. Chciałabym, aby drzewka rosły równie szybko jak choćby lebioda, ale to marzenia ściętej głowy. Nie mniej jednak, myli się ten, kto sądzie, że jesienią nie ma w ogrodzie nic ciekawego, a jego przydatność ogranicza się do wiosny i lata. Co to, to nie! Roślinność nic sobie nie robi z tego, że jest aktualnie październik, i żyje swoim życiem, co, jak sądzę, zademonstruję demonstracyjnie publikując garść fotografii okraszonych moimi autorskimi komentarzami oraz pytaniami, na które oczekuję odpowiedzi...
No, to uwaga, pora na zdjęcia!
To to, to nie wiem, co to, ale ładne. Chętnie poznam nazwę!
Kulki mocy, ale wbrew pozorom nie są mięciutkie!
A ta pani to ta koleżanka Małego Księcia, który "co dzień się jej oświadczał, a ona mówiła: - Spadaj, kurduplu!"
Kulki mocy - odsłona 2!
Ostanie promyki słońca...
Ładne to, różowe takie...
A to podobno jest jadalne! Próbował ktoś?
"Z tamtej strony jeziora stoi lipka zielona. A na tej lipce, lipce zieloniutkiej trzej ptaszkowie śpiewają..."
Jeziora brak, ale lipki są spoko, bo są miododajne!
A ta leszczynka dała mi w tym roku pierwsze orzeszki. Mniam, smakowe!
Maleństwo! Wczoraj posadzone...
Brzoskwinia posadzona 23 października 2020 r., w dniu, w którym miałam pierwsze objawy covida. Znalazłam malutkie drzeweczko pośród kartofli i wraz z mamą poszłyśmy je posadzić w odpowiednim miejscu. Potem wyznałam mamie, że tak jakoś dziwnie się czuję, gorączkę mam czy coś. Okazało się, że z mamą jest podobnie, a potem było już tylko gorzej. Jak nas dopadło, to dopadło. Do pracy wróciłam po miesiącu. Na szczęście obyło się bez szpitala. A brzoskwinia w tym roku wydała pierwsze owoce. Udała się!
Last christmas - demo.
Mięta, miętunia, mięteczka...
Kwiat lotosu...
Coś się kończy, coś zaczyna... Mama i dziecina...
Mój "apple"!
Brzoskwinia. Posadzona wczoraj. Spotkałam ją taką wyrośniętą i stwierdziłam, że ta królewna potrzebuje godnego miejsca.
KONIEC!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz