środa, 18 października 2023

Kupa gruzu, czyli o tajemnicach rzyci(a)...

Żyła kiedyś pewna starsza pani, która regularnie udawała się do biblioteki, aby poczytać i pogawędzić. Niektórzy salwowali się przed nią ucieczką, ale nie brakowało i takich, którzy poświęcali swój jakże cenny czas na rozmowę. Pani ta lubiła dyskutować, bardziej niż bardzo, ale posiadała przy tym niewątpliwie mądrość życiową, która przejawiała się choćby w słowach, że człowiek to się musi wyspać i wypróżnić. (Kto się nie zgadza, niech się nawet nie ujawnia! Nie polemizuje się z oczywistymi oczywistościami, nie i już!) Pani ta od paru lat już nie żyje, ale jej słowa wróciły do mnie, gdy zwiedzałam zamek Grodziec. Była to moja pierwsza wizyta w tym miejscu i jestem lekko zawstydzona faktem, że owocem mojej wędrówki jest - delikatnie rzecz ujmując - refleksja o kupie. I bynajmniej nie chodzi tu o kupę gruzu... Chociaż nie, czekaj, wróć! Hasło "poszło z gruzem" nie wzięło się znikąd... STOP! Koniec tego wątku, bo zmierzamy w złym kierunku... Nie będzie tu miejsca na smucenie się, że kogoś "dusza" oszukała... Lol! He, he. Wrrr :P  Powagi więcej, bo to samo życie!

Wracając do mojej wycieczki. Każdy zamek ma w sobie coś bajkowego. W bajkach - jak powszechnie wiadomo - przewód pokarmowy ma tylko początek (Kabaret Potem uczy, bawi, wychowuje!). Byłoby super, gdyby i w prawdziwym życiu tak było. No, ale nie jest. Dwójeczka to podstawa egzystencji. Zazwyczaj sprawę tę rozwiązuje się w zaciszu domowy, w pozycji siedzącej, często ze smartfonem w dłoni. (Wypicie kawki bywa podobno pomocne w przyspieszeniu procedury, ale czy na pewno?...) Na wsi stałym elementem krajobrazu były onegdaj charakterystyczne drewniane budki, zdarzało się, że z serduszkiem wyciętym w drzwiach. Pobyt w tym przybytku stanowił remedium tzw. zew natury. Nieodzowne w tym akcie były gazety. Miłośnicy festynów lub innych imprez plenerowych dobrze znają natomiast plastikowe obiekty, najczęściej w kolorze niebieskim, popularnie zwane tojkami. Legenda głosi, że niejeden śmiałek, który dał się ponieść melanżowi, zaliczył upadek tojki przebywając w jej wnętrzu. (Grawitacja to samo zło!). Skoro już o plenerze mowa, to w lasach lub krzaczorach natknąć się można częstokroć na popularne grzyby o wdzięcznej nazwie papierzaki. (Nie będę tu zgłębiać głębi i złożoności ich natury, niech pewne tajemnice rzyci(a) pozostaną niezgłębione).... Najogólniej rzecz ujmując, "człowiekami" jesteśmy i musimy się liczyć z faktem, że będziemy się musieli zmierzyć z tym, co nieuniknione, w różnych miejscach i o różnej porze. Tak było, jest i będzie. 

A piszę o tym wszystkim po to, aby uczynić wstęp do kwestii właściwej i powrócić do mojej wycieczki. Zamek Grodziec bowiem to nie tylko wieża, piękne okoliczności przyrody i pokój księżnej... Zamek Grodziec to także toalety, wygódki, kibelki, "ministerstwa ulgi" (jak zwał tak zwał), w których mieszkańcy załatwiali swoje najbardziej prywatne sprawy, w których żadne pełnomocnictwo nie mogło być wystawione. Toalet tych naliczyłam trzy. Usytuowane we wnękach zamkowych zakamarków, z małym okienkiem u góry i otworem w wiadomym miejscu, do którego trafiało Sam Wiesz Co, tylko po to, aby odbyć podróż w dół, nie do szamba czy innego zbiornika, ale po prostu w dół. A że zamek to budowla wysoka, to i podróż była długa... Innymi słowy, zapomnij o kanalizacji, rób swoje do dziury i nie pytaj co dalej. I jak od "duszy" strony poczujesz silne podmuchy wiatru to się nie przejmuj :). 

W dzień mojej wyprawy wiało ostro, bo ogólnie pogoda to się na wycieczkę nie udała. Oczywiście, obfotografowałam zamkowe wygódki i jeśli ktoś dotrwał do tego momentu, to niech jeszcze chwilkę poczeka, bo jak skończę moje rozważania to i zdjęcia zamieszczę, co by pokazać, co zobaczyłam i wrzucić kolejną porcję materiału, który zostanie równie szybko zapomniany, co i wczorajszy śnieg, ale jego publikacji pomoże mi zaspokoić grafomańskie zapędy własne...

Całą wyprawę zaliczam do miłych i sympatycznych, a i spędzonych w zacnym gronie młodych ziomków. Równie miło wspominam panią, która sprzedawała bilety w kasie. Jeśli jej uprzejmość i życzliwość były "zawodową" maską to szacun, a jeśli na gruncie prywatnym jest równie sympatyczny to ja bym chciała się otaczać tylko takimi ludźmi. (Pozdrawiam!). Cena biletu normalnego - 28 zł. Da się przeżyć. Parking - za darmo. Można podjechać pod sam zamek, można również zostawić samochód mniej więcej kilometr przed i dotrzeć do zamku piechotą. Co kto lubi i jak komu wygodnie. A jak kto zgłodnieje, może skorzystać z punktu gastronomicznego. My poszliśmy na obiad i np. za zupę gulaszową wyszło jakoś 18 zł. Przyznam, że była smaczna i było jej sporo. Polecam. Obejrzeliśmy również stoisko z rękodziełem i nabyłam niezbędną mi do życia - jakże by inaczej (tia...) szpilę do koka. Podobno niegdyś panie używały takowej także do cichego i skutecznego eliminowania przeciwników. Cóż, jeśli się okaże, że mój mąż nagle gdzie się zapodział to nie pytajcie... Żartuję, wiadomka, szpila będzie mi służyć jako zakładka do książki!

Jeśli ktoś z Was będzie miał okazję pojechać na Zamek Grodziec to polecam, a poniżej trochę zamkowych obrazków okraszonych, jak to zwykle, moimi zabawnymi, mądrymi i wzniosłymi komentarzami..

Bajo!








"Czil"

Koteł!

To jest idealne miejsce do czytania książek! Ja takie chcę w moim domu! Tylko kto mi okno wyczyści...

Słodki, ujmujący i jaki przystojny!...

Ministerstwo ulgi.. Jest okienko, jest otwór, nie ma drzwi.


Mister Jagiełło! TEN Jagiełło... Dzieło studenta I roku ASP. 
( A moim największym sukcesem są nadal ludziki z kasztanów...)

Taki też bym chciała, ale rodzina mówi, że rachunek za prąd wziąłby i urósł...

Sam Wiesz Co... Wiało!

Projekt mojego skalniaczka...









1)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz