Ja się normalnie wzruszyłam! Dzięki jednemu z moich bardzo małoletnich krewniaków, poznałam piosenkę o drapieżnym kilerze, któremu na imię T-Rex. I gdy tak słuchałam tej nuty (buja!), nagle mnie olśniło - TO ŚPIEWA CEZIK! Oj, oj, oj! Najsampierw naszła mnie duma, że dziecięcie posiada dobry gust muzyczny (oby my nie przeszło z wiekiem), a potem ogarnęła mnie fala wspomnień. Bo ja CeZika bardzo lubię od lat! Bo CeZik to majsterszyk! To Fortiter Blues (I'm gonna give'em a chicken! Popatrz jaka franca), to Te ostatnie niedziele , Szajka Cezika i Wzniosłe treści obcych pieśni! A kto pokazał światu "Józefa Kanię z Nowego Grodziska Mazowieckiego", który wystąpił w brytyjskim "Mam Talent" i zachęcał "Żryj witaminy!"? Znacie KlejnNuty? Jeśli nie, to pora to nadrobić! Na yt jest mnóstwo cezikowych produkcji, dobra zabawa gwarantowana. Jedno, czego potrzeba to dystans do świata...
Ale to nie koniec moich kulturalnych rozkmin!
Jakiś czas temu kraj obiegła informacja, że Sebastian Riedel w kwietniu br. dołączy do Dżemu. Tak się ucieszyłam, że aż nie uwierzyłam. Ale w końcu dotarło do mnie, że to prawda. Jaram się! Dla tych, co nie wiedzą - w skrócie - Seba jest synem Ryśka Riedla, który był frontmanem Dżemu, ale niestety zmarł w 1994 r. Potem zespół miał innych wokalistów, Sebastian angażował się we własny muzyczne projekty (m.in. zespół CREE - również polecam!), a teraz dołączy do ekipy ojca. Czuję, że to się może udać! I jeśli tylko będę miała okazję, to z przyjemnością pójdę na ich koncert. A gdyby ktoś chciał poznać historię Ryśka Riedla (uwielbiam jego głos!) to polecam film "Skazany na bluesa" Jana Kidawy - Błońskiego.
A propos filmów to wiem jakiego nie chcę oglądać... Akademii Pana Kleksa! Przyczyna jest prosta - nie cierpię tej książki! Przeczytałam ją w IV klasie szkoły podstawowej, ponieważ była na liście lektur obowiązkowych i uważam się w tym zakresie za ofiarę systemu edukacji. Poważnie, wcale nie przesadzam! I nie robię sobie tych, no, jaj! Nie ja... Nigdy w życiu! 10-letnia ja nie byłam gotowa na opowieść szpaka Mateusza o morderczych wilkach, które zniszczyły królestwo jego rodziców! Albo na historię o Filipie - fryzjerze i psychopacie w jednym - który sobie zrobił lalkę w kształcie chłopca, takiego robota w sumie, i wysłał do akademii. Taki tam mały prank na Panu Kleksie. Jak to się skończyło, nie jestem pewna, kojarzy mi się jakaś totalna demolka, ale głowy za to nie dam. Sprawdzać jednak nie będę, choćby z tego powodu, że nie mam książki w domu i nie zamierzam mieć. Dla sprawiedliwości napiszę, że bardzo mi się podobał motyw furtek, którymi można było wchodzić do różnych bajek albo gra w piłkę globusem. Zaliczam to jednak to wyjątków, a te - jak wiadomo - potwierdzają regułę.
A czy ja dobrze pamiętam, że Ambroży Kleks sprawdzał sny swoich uczniów? Było tam coś takiego, że chłopcy łapali sny do specjalnych lusterek? I czy do wody do mycia się w łazience był dodawany sok, na każdy dzień inny? I czy była tam opowieść o jakimś pomniku z czekolady, codziennie zjadanym i stawianym na nowo? I czy pan Kleks na końcu okazał się...guzikiem? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi!...
Reasumując, Panie Brzechwa - fajnie, żeś Pan wymyślił taką opowieść, gratuluję wyobraźni - ale czemu, na litość boską, okrutny los sprawił, że musiałam ją "czytnąć"!?! Ot, tajemnice istnienia...
Od "Kleksa" gorszy jest już tylko "Pinokio", ale jeśli zacznę o tym teraz pisać, to koszmary w nocy gwarantowane więc dam sobie spokój ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz