sobota, 26 października 2024

Ta Jedna Ciotka

Jestem użytkowniczką tik toka. I ostatnio kupiłam książkę, a właściwie dwie, jednego z moich ulubionych twórców - Mateusza Glen. Jego uniwersum opiera się na przygodach Tej Jednej Ciotki, w którą Mateusz się wciela. I o ile mężczyzna przebrany za kobietę w kabarecie bawi mnie średnio, tak internetowa ciocia jest niesamowicie sympatyczną postacią, chociaż nie dla Maślakowej (pozdrawiam tych, którzy wiedzą...). Co można powiedzieć o naczelnej polskiej wirtualnej krewniaczce? Jest emerytką i wdową. Jej mąż miał na imię Stanisław. Ciotka jest zawsze elegancko ubrana, nienawidzi swojej sąsiadki, rozpieszcza Kubusia i "tresuje" Beatę. Zna się na wszystkim, wielbi serwetki i ma zacięcie detektywistyczne, o czym można się przekonać sięgając po "Boże, Beata!" oraz "Dejta spokój!". Obydwie pozycje już przeczytałam i dały mi dużo radości!  Fakt, były fragmenty nieco przydługie (w moim odczuciu), ale nie były tak męczące jak opisy przyrody w "Nad Niemnem" więc nie narzekam. Sama fabuła prosta, ale wciągająca. I co ważne - dość duża czcionka i kolorowa, wyrazista okładka! Jeśli ktoś ma ochotę spędzić wieczór lub dwa w świecie Tej Jednej Ciotki to polecam! 




 

poniedziałek, 21 października 2024

"Marylka" odmrożona, jest nadzieja

I tylko taką mnie ścieżką poprowadź,
gdzie śmieją się śmiechy w ciemności
i gdzie muzyka gra, muzyka gra.
...nie daj mi, Boże, broń Boże, skosztować
tak zwanej życiowej mądrości,
dopóki życie trwa,
póki życie trwa.
/Agnieszka Osiecka/


Tak się jakoś złożyło, że w miniony weekend, a konkretnie w sobotę, wylądowałam w Rawiczu na koncercie Maryli Rodowicz. Kompletnie tego nie planowałam, ale jak Ziomeczek dzwoni i pyta czy jedziemy, a się nie ma innych planów, to się jedzie. Nie jestem szczególną fanką Maryli Rodowicz, ale odmówić statusu gwiazdy jej nie mogę. A skoro taka artystka przyjeżdża w nasze strony to jest jednak wydarzenie kulturalne. A ja lubię wydarzenia kulturalne! Pogoda dopisała, frekwencja również. Nawet miejsce parkingowe szybko się znalazło i to nawet blisko miejsca imprezy - lubię to! Z kronikarskiego obowiązku dodam, że koncert odbył się w ramach Święta Rawicza, które to święto miało się odbyć wcześniej, ale ze względu na intensywne opady deszczu zostało przełożone. Rzecz, która mnie rozbawiła - wszystko działo się w bezpośrednim sąsiedztwie zakładu karnego i jako baczna obserwatorka oglądałam nie tylko to, co się dzieje na scenie, ale "oblukałam" sobie również okienka więzienia (w niektórych tkwiły biedne pojmane "ptaszęta"), wieżyczkę strażnika oraz grube mury zwieńczone drutem kolczastym. Koncert mi się podobał. Miałam nie nagrywać, ale jednak nagrałam kilka krótki symbolicznych filmików na pamiątkę. Przyznam też, że jestem zaskoczona jak wiele znanych przebojów ma na swoim koncie Maryla Rodowicz! I jakoś tak wyszło, że byłam osłuchana ze wszystkimi! Po około godzinie usłyszeliśmy "Małgośkę", po czym jednomyślnie z ziomeczkiem podjęliśmy decyzję, że wracamy do domu. I tu poczułam starość, bo nie dość, że stopy mi przemarzły to i jeszcze kręgosłup dał znać, że nie lubi stania i jak wsiadłam do auta to nie mogłam się ruszyć. Rozbawiło mnie to strasznie (z naciskiem na strasznie) i nie mogłam opanować śmiechu. A potem było już spokojnie - dostarczenie Ziomeczka do miejsca zamieszkania i powrót do domu. I koniecznie musiałam znaleźć jedną z piosenek, którą usłyszałam tego wieczoru - cytuję ją na samym początku. Ta Osiecka to jednak miała pióro... Chyba sięgnę po jej tomik...




sobota, 19 października 2024

"Pokój 2.040", czyli Marta w końcu coś przeczytała

Słabo mi idzie czytanie w tym roku. Jeśli wierzyć wpisom na podstronie tego bloga, to przeczyłam zaledwie 12 książek. Kiepsko, Marto, kiepsko! Nie jestem dumna z tego wyniku, zwłaszcza, że półki uginają się od woluminów, apetyt czytelniczy ogromny, ale wir wydarzeń, który mnie ostatnio pochłonął, uniemożliwił mi ulubioną rozrywkę. Coś niecoś udało mi się jednak "połknąć" i mam wielką ochotę się tym podzielić. A zatem - do dzieła! 

Wczoraj skończyłam "Pokój 2.040" Mariusza "MuzykoMańka" Tryniszewskiego. Jest to opowieść bez lukru i cukru o rodzinie, której najmłodszy członek - Maksymilian, walczy z chorobą nowotworową. Głowa rodu - wspomniany wyżej "MuzykoManiek" - dzieli się swoimi przemyśleniami. Razem z Autorem przemierzamy regularnie trasę Lubin - Wrocław. W pierwszym mieście rodzina mieszka, a w stolicy Dolnego Śląska mieści się "Przylądek Nadziei", czyli szpital, w którym Maksiu jest leczony. A tak na marginesie, placówka powstała z inicjatywy Fundacji „Na Ratunek Dzieciom z Chorobą Nowotworową” i jest największym w kraju dziecięcym ośrodek przeszczepowym

Wracając jednak do pokoju, to  czytając kolejne strony, ma się wrażenie, jakby siedziało się w "Dziku" z "Muzykomańkiem" i uczestniczyło w całej historii. Książka wciąga, daje nadzieję, krzepi, czasem wzrusza, czasem bawi, ale warto ją przeczytać, żeby poznać bliżej Maksymiliana i jego najbliższych. Młody Wojownik wygrał z nowotworem, ale to nie koniec jego zmagań. Jak dowiadujemy się z książki, chłopczyk urodził się jako wcześniak z Zespołem Downa i ma wiele zdrowotnych problemów. Co to oznacza? Że Młody potrzebuje pomocy, także Twojej lub mojej. Zostawiam tu link do strony FUNDACJA AVALON. Aby znaleźć podstronę Maksymiliana, skorzystajcie z zakładki "Podopieczni". 

Jak już wspomniałam, rodzina żyje w Lubinie. Także i z tego względu jej losy stają się wiec człowiekowi bardzo bliskie. Wszak do Lubina od nas rzut beretem. Inna kwestia, że mieliśmy okazję zobaczyć co najmniej dwa występy "MuzykoMańka" w Jemielnie. Kojarzycie występ podczas Dnia Kobiet choćby? Tryni Family Band - no właśnie... 

Na zakończenie każdemu polecam "Pokój 2.040", Maksymilianowi życzę zdrowia, a Jego rodzinie wszystkiego, co najlepsze!