sobota, 9 listopada 2024

Nie taki dentysta straszny...

A dziś wpis na serio i strasznie prywatny, ale ważny jak sądzę. Dzisiaj bowiem zaserwuję mrożącą krew w żyłach (moich) opowieść o dentystach w moim życiu. Jest to temat taki, że hej! Bo już sam fakt, że w jednym zdaniu używam słów „ja” oraz „dentysta” zasługuje na odnotowanie w kronikach na wieczną rzeczy pamiątkę.

Jeśli ktoś nie nadąża, napiszę wprost: boję się wizyt u „zębologów”, a właściwie tego, co się  może wydarzyć! Boję do tego stopnia, że, ekhm, wstyd się przyznać, łaziłam z czarną „jedyneczką” i starałam się mówić w taki sposób, aby ten mój nieszczęsny ząb był jak najmniej widoczny (Aż się spociłam, pisząc te słowa, bo jednak uzewnętrzniać się w takim temacie nie jest mi lekko!). Chyba nietrudno się domyślić, jak bardzo utrudniało mi to życie. Musiałam się starać tak układać wargi podczas rozmowy z kimś, żeby zakrywały górną szczękę. Uśmiech? Tak, ale bez eksponowania „kłów”. Zdjęcia? To samo! Wzmożona czujność, aby przypadkiem ktoś na fotografii nie uwiecznił fatalnego stanu moich zębów. Obserwując ludzi wokół mnie, zazdrościłam im pięknych uśmiechów. Moja samoocena przy tym spadała na dno, bo przecież jestem tchórzem i zamiast iść do dentysty, to ja tu jakieś histerie odstawiam i męczę się okrutnie. No, błędne koło, totalnie! Mama zaczynała rozmowę o zębach? Foch! Rodzeństwo doradzało? Foch! I bunt wewnętrzny, dajcie mi wszyscy święci spokój, odczepcie się, pójdę do dentysty, sama wiem, co robić. (Bożesz Ty mój, doceńcie, że naprawdę piszę, co się w moim łbie działo…). I jaki był efekt? No, łatwy do przewidzenia. Żyłam z dnia na dzień, udając, że problemu nie ma, usychając z tęsknoty za możliwością rozmawiania i uśmiechania się bez wstydu (Pomijam kwestie zdrowotne, bo jak zęby są popsute to inne problemy się pojawiają.), i pogrążając w złości na siebie, że nie umiem się przełamać i boję się dentysty, chociaż jestem taka stara. Żeby nie było, to na tyle, na ile byłam w stanie, korzystałam z usług stomatologa. Jednego, jedynego, przed którym byłam w stanie otworzyć gębę, ale było to tak wielkie wyzwanie dla mnie, że już na tydzień przed terminem wizyty snułam się bez humoru, zestresowana, przerażona, a w nocy nie mogłam spać. Miałam też pełną świadomość, że czeka mnie leczenie kanałowe i to sprawiało, że bałam się jeszcze bardziej. W mojej głowie tkwiły wspomnienia kanałówki sprzed lat (liceum), które tak bolało, że na samą myśl o doznanym wtedy bólu, przechodził mnie dreszcz. Różni ludzie boją się różnych rzeczy, pająków, myszy, ciemności, zamkniętej przestrzeni, klaunów itepe, itede, a ja lękam się dentysty. Wzięło się to m.in. z traumatycznej wizyty, którą przeżyłam jako dziecko. W pewien ponury, ciemny poranek znalazłam się w gabinecie, w obcym mieście, a żeby lekarz mógł coś zdziałać w mojej dziecięcej szczęce, musiało mnie trzymać kilka osób. Tragedia!

Czas mijał, rozwiązania nie było, moja desperacja rosła. Usłyszałam od kogoś, że skorzystał z usługi leczenia zębów pod narkozą, bo też był mega cykorem i inaczej by się nie dało. Ciekawe, uznałam. Poczytałam, popytałam i zdawało się, że mam remedium na swój problem. W międzyczasie moje siostra dała mi namiary na swojego dentystę i wymusiła obietnicę, że się umówię na wizytę. Tak go wychwalała, że aż nie uwierzyłam! (Siostra, wybacz!). Mój mózg nie dopuszczał opcji, że dentysta może być super, a na fotelu można się nudzić lub nawet… przysnąć. W końcu jednak zadzwoniłam i umówiłam się na konsultacje. Pojadę, pogadam, potem już więcej się tam nie pokażę – słowo dają – wstyd mi, ale takie miałam wtedy nastawienie. Przeżyłam konsultacje, ustaliliśmy terminy wizyt, a potem, w końcu, jakimś cudem i wbrew sobie,  stawiłam się w gabinecie. Ile mnie to kosztowało to wie tylko Pan Bóg, ja i…Agunia, która mnie nie tylko podtrzymywała, ale wręcz dźwigała na duchu (Agunia, dziękuję!). Nie będę szczegółowo opisywać, co się działo podczas tej wizyty, ale przeżyłam! Zajmowała się mną przemiła Pani Doktor, która co chwilę pytała czy wszystko w porządku (Uwaga! Dentysta, który się przejmuje!!!), i zapowiadała, co będzie robić. POEZJA! EMPATIA! SZACUNEK! ZROZUMIENIE, że się boję, bez sugestii, że mam się ogarnąć i nie marnować jej czasu. Mistrzostwo! Wyszłam w szoku, że otrzymałam opiekę na najwyższym poziomie i w jeszcze większym, że…NIC A NIC nie bolało!!! Rozumiecie? Napiszę jeszcze raz! Spędziłam na fotelu ponad godzinę i NIE BOLAŁO. Wow! Wszystko fajnie, ale dalej byłam sceptyczna. Cichy wewnętrzny głosik dentofobii podpowiadał mi, że to podstęp i że nie ma opcji, aby leczenie zębów nie bolało, a kolejna wizyta z pewnością będzie gorsza. (No, tak ten strach właśnie funkcjonuje, no!). Pojechałam! Tym razem trafiłam do Pana Doktora i fakt, Pan Doktor „ogarnął” zęba, który był w naprawdę fatalnym stanie, ale…. TEŻ NIE BOLAŁO! Szok i niedowierzanie! Świat się kończy, Marta trafiła do miejsca, gdzie dentyści to nie tylko niesamowici fachowcy, ale i ludzie pełni empatii, szacunku i…poczucia humoru. I jeszcze odpowiadają na pytania, a nie poganiają nerwowo „NASTĘPNY!  NASTĘPNY” i wypychają Cię za drzwi gabinetu, żeby dorwać kolejnego nieszczęśnika czekającego z kolejce.

Chciałabym móc napisać, że na ten moment zęby mam już ogarnięte (czeka mnie chyba jeszcze jedna wizyta), ale przeżyję.  Wyszłam ze strefy (dys)komfortu i dzięki pomocy specjalistów, rozwiązałam problem, który utrudniał mi życie. I choć był moment, że czułam się i wyglądałam (serio) jak Rocky Balboa po walce z Drago, to jestem dumna z siebie! Ząb, niby rzecz mała, ale jak się „uruchomi” to koniec. Trzeba walczyć! (I kto to mówi, nie?). Nie powiem, że całkowicie uwolniłam się od strachu przed dentystą, ale ten lęk już mnie nie paraliżuje, a największym minusem związanym z wizytą jest dla mnie teraz odległość. Bo korzystam z usług OrtoImplant Smile w Lubaniu. A od nas do Lubania jest 150 km! I nie, ten post nie zawiera lokowania produktu, nie zapłacili mi za reklamę, he, he, to tylko krótka opowieść o wygranej walce. Jak już wspominałam, pisanie o strachu przed dentystą nie jest dla mnie łatwe, ale stwierdziłam, że może trafi to do kogoś, kto ma podobny problem. A jeśli tak, to niech wie, że na świecie są dentyści – np. w Lubaniu – którzy i dziurę zaplombują, i implanta wstawią, i 8. wyrwą, i sztuczną szczękę ogarną. Gdyby ktoś miał życzenie więcej się dowiedzieć, niech pyta, albo dzwoni  i się na wizytę umówi. Nie ma lekko, ale po wszystkim jest pięknie :D




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz